j-fun - ja :)
|
Wysłany:
Nie 19:44, 02 Wrz 2007 Temat postu: W krainie...a zresztą! Się dowiecie ^.^ |
|
- Ej, no nudzi mi się ...; Toshiya z rezygnacją spojrzał na obwieszone studio plakatami Dega (czyżby samouwielbienie? ) , no cóż...; tylko oni spraszając do kompletu Meeva i Gackta potrafili zmienić poważne studio wytwórni SMEJ w...0; ( Toshiya szukał odpowiednio poetyckiego określenia )... burdel (o, i znalazł ... Jednak czegoś mu brakowało. Albo kogoś (wszystko jedno ^.~!) . Całkiem ładnego, fioletowłosego...; - Gdzie jest Kaoru????
- ... - Grobowa cisza przerywana jakimś stłumionym jazgotem przypominającego obdzieraną ze skóry wiewiórkę z zatwardzeniem (swoją drogą…ciekawe jakby się darła obdzierana ze skóry wiewiórka bez zatwardzenia.. może tak samo jak obdzierany ze skóry kot. Albo jeż? Ale jeśli przypuśćmy i jeż miał zatwardzenie… oj, sorry, może to nie najlepszy czas na te sprawy…, wracam do tematu ) która mu odpowiedziała nie zro…(kurczę, to naprawdę interesujące! bo jeśli kot… dobra, dobra…zamilknę )…biła na Toshiyi żadnego wrażenia. Zdawał się zbyt dobrze znać tę dwójkę psycho-maso-specjalistów (czyżby doświadczono życiowe, hę?) – Shina i Die’a, dla których oprawianie egzorcyzmów na względnie „innym” Kyo było by zbyt interesującym i cholernie absorbującym (żyłki pulsuja, mózg wycieka , yaaaa, KREEEEW ^^ oj, chyba moja skłonności się ujawniły, TO PRZEZ WAS CHLOPAKI ) zajęciem, żeby zawracać sobie głowy wrzeszczącym Toshiyą, choćby ten wołał nawet „Chata się jara”, „ Jezu, III wojna światowa” albo nawet „OMG, toż to Yoshiki, chłopaki prawdziwy Yoshiki z X-japan i BEZ SILIKONU O_o ^.~ ” . Żadnych szans. Sam blondwłosy poszkodowany nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo znając życie wylądował pod kanapą, nie dość, że związany na wszystkie możliwe sposoby to na dodatek z wetkniętą do połowy gardła stara zwiniętą parą skarpetek Die'a (i kto by pomyślał, że te urocze stworzonka są takie nieczułe?^^ i …OKRUTNE) i po raz kolejny doświadczony przez życie Toto mógł z przerażeniem stwierdzić, że sprzed tygodnia to one nie były ( A NIE MÓWIŁAM!!??).. ekhem... Cóż, Kyo był wyraźnie niemile sponiewierany, a to co miał w przełyku pierwszej świeżości nie było… Nieba w gębie raczej nie doświadczył (no chyba że udławił się para rajtuzów i przewędrował na tamten świat… ) : Z kolei Meeva i Gackta odpowiedzi nie usłyszałby również, nawet tego głupiego "Czego Toshiya K*** chcesz, cholera jasna?", bo kto przy zdrowych zmysłach (według owej dwójki) robi cos innego poza oglądaniem boskiej meksykańsko-brazylijskiej telenoweli wenezuelskiej made in Brazil (zagmatwane to to, czy nie prościej po prostu RŻNĄ TASIEMCA?!) Taaa, na nich z pewnościa nie mógł liczyć ( Toto nie rób kochanie afery! To tylko głupia odpowiedź, a Ty tu takie mi rzeczy myślisz SKREŚL TO!). A więc… mógł na nich zawsze liczyć, ale najwyraźniej nie usłyszeli pytania… . Zostało mu tylko ruszyć siedzenie (ach, jakze zgrabne, boskie, sexy, i ...yyy...sorry ^.^ zagalopowałam się ) i zrobić codzienny cooszesnastogodzinny obchód studia
Stał własnie pod drzwiami tego małego pokoju co zwał sie miotlarni..oj sorry to nie ta bajka, ups.. ^.~ No wiec w każdym razie stał i zaciekawieniem przysłuchując sie odgłosom totalnego mózgojebstwa i cichego chlipania obu panów
- Esmeraldooo
- tak Gustawie?
- Muszę Ci cos wyznać...
- Kocham Cię!
-Ale ja... ja kocham.. ach Esmeraldo, przez te wsyzstkie lata które spedziliśmy ze soba..
- Dokładnie to trzy tygodnie..
- Nie przerywaj mi kochana, iwec te wsyzstkie lata... ZDRADZAŁEM CIĘ...
- ................. KIM ONA JEST? Kucharką z przedszkola, pudernicą od fryzjera czy...
- Ryś.
- CO!!!???
- Ryszard.
- TEN Z APTEKI??!!! Gustawie...
- Nie, z Klanu.
- Gustawie...
- Nie płacz najdrozsza...
- E tam, słucaj kotku jak mamy być szczerzy..to ja też Ciebie.. no..zdradzałam...
- CO TY POWIEDZIAŁAŚ!!???
- No co nie można????
- Jak mogłaś!!!!!!!!!!
- Ale Ty...
- ESMERALDO TEGO SIE PO TOBIE NIE SPODZIEWAŁEM!! KONIEC Z NASZĄ MIŁOSCIA!!1
- yyy...Misiaczku, toż mówiłes że mnie nie kochasz...
- A no tak...
- (gleba)
- ALE TO NIE ZMIENIA FAKTU ŻE MNIE ZDRADZIŁAŚ!!!!!!!!!!
- Gustawie...
- W CZYMŻE BYŁ ON LEPSZY ODE MNIE!!???
- Bożenka? A, w niczym w sumie...
- ...
- Gustawie, kocham Cie jak brata...Czemu milczysz...? O Bożenkaaaaa...
- RYSIUUUUUU
- Gustawie, Esmeraldo musimy WEam cos powiedzieć...
- Tak Bożenko?
- Mmy.. my jestesmy z Rysiem... małzeństwem. i się kochamy!!!!!!
tam tarararam tam
KONIEC ODCINKA 452475.
(na melodię z Klanu)
Zycie życie, te z pedałem...
Który nigdy nie ma dosyć...
Wczoraj, wczoraj on z Michałem...
dzisiaj, dizsiaj juz jest z Kasią...
~~~
- (chlip chlip) Jakie to wzruszajaceeeee - Toshiya rozpoznał głos Miyaveigo- ale jak on mógł to zrobić Gustawowi ??? (potok łez)
- TAK MASZ RACJĘ, A TO niegodziwy neandertalczyk z orientacja ślimaka (Toshiya gleba) !!!!!! - wrzeszczał z przejeciem Gackt - A ta Bozenka, phi, wokól Esmeraldy tyle ładnych a ona akurat ją... na jej biały fartuch poleciała pewnie,..
- Ryś i Bożenkaaa....buuuuu....oni...RAZEMMMM
-Ożesz masz rację przyjacielu..., ten świat zszedł na psy... Żeby facet z kobietą......
- Obrzydlistwoooooo . BUUUUUUUUUUUUUU (chlip chlip płaaaaaaaaacz)
(pod drzwiami)
- Czuby - mruknął Totchi obserwując tulących sie do siebie Myiaviego i Gacktawymieniajacych sie pogladami na temat bulwersujacego zwiazku Rysia i Bożenki pochlipujących cicho... - postanowił zignorować lokaj i tam nie zaglądać , by nie torować sowjej psychice prawa do prawidłowego rozwoju...
(tym czasem pod pokojem Shinyi)
- Czy to na pewno po japońsku? - Toshiya zastanawiał sie nad nakreślonymi wyrazami koślawym pismem na kartce wiszacej przy klamce... - Hmm... - Jednak niebieskowłosy nie musiał sie długo nad tym zastanawiać, bo wokalista Dega zaczął sie drzeć w niebogłosy, az podskoczył. (swoja drogą był zdziwiony, widać że chłopaki albo mają zły dzień i zapomnieli zatakać mu ust, albo Kyo połknął już skarpetki ^.~)
(zza drzwi)
- AAA SHINYA ODŁOŻ K**** ten PILNICZEK... Chyba nie chcesz mi nim.. AAAAAAAAAAAA
- Kyo, zamknij sie, zabawy nie psuj...
- MOJE BIOOOODROOOOO
- Boli Cie, choć obejrzymy...
- NIE DOTYKAJ MNIE TY S********!!!!!
- Shin, daj szmatę, bo Kyo wyraźnie ma problemy emocjonalne, Co okres Ci sie spóźnia?, nie martw sie kochany... Już ja...Wiesz co, może Ty za dużo palisz? I NIE BLUZGAJ JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!!!!!!!!
- Die... ty też sie zamkni
- ale..
-Tak, Die- głos perkusisty był niezwykle powazny - W Kyo, naszym małym koledze
- Tylko k**** nie małym!!!!!
(przejmująca cisza...)
- AAAAAA SZATTAAAN SZATAAAAN DIE RYSUJ PENTAGRAMY, CZAAARNA MEEEEWAAAAAAAA!! AAAA, - i zaczął opętańczo krzyczeć (skad u tak drobnej osóbki taki JAZGOT?). W tle było syłchać bulgot Kyo i radosne popiskiwania Die'a.
- Udało sie udało sie!!!! ŁIIIIIIIIIIIII - krzyczał Die, i Totchi mógł przysiac że w tym momentcie biega po pokoju i macha łapkami ^^)
- Niee, Die, jeszcze nie .. TNIJ!!!!
- AAAAAAAAAAAA
- OTWIERAĆ W IMIE SPRAWIEDLIWOSCI! - dla Totchiego było to za wiele. Zabija mu wokalistę i kto bedzie śpiewał! Toż pewne że wrobia JEGO. - NIE POZWOLE NA TO!!!
(pizd) (łup) (pi...... (i drzwi sie nie chcący same otworzyły ---> same przy pomocy Die'a P) ...GLEBA...
~~~
Toto otworzył swoje oczęta i zobaczył pochylających sie nad nim Die'a i Shina
- kotku, co tu jest?
- Eeeee?
- O_o
- Ale co sie tak na mnie dziwnie patrzycie...
- Wiesz, Shin ja myśle, że w niego mogło cos wstapić po tym upadku...
- Yyy.... Die.. Shin..co wy do cholery...
- Podaj łańcuch Die zanim ucieknie ... na trzy...
- MÓJ LAŃCUCH z różowym serduszkiem i fluorescencyjnym Papą SMERFEEEEM (chliiiip)?!!!!
- taaa.. 1...
- Chłopak.. - Toto zerwał się z łózka i zaczął cofać...
- 2... - Shin i Die z wyraźnym szaleństwem w oczach (a moze po prostu było to zafascynowanie zgrabnym tyłeczkiem Totka? ^^ oj, znów sie wtracam...sorry:P) i ruszyli ku niemu z wyciagnietymi łapkami....
- AGRHAUAGGHAAAURAAHAAAAA!! ZABIJĘ S********* !! WY... CHODŹCIE TCHÓRZE!!!!!!! - podczas ich nieuwagi, Kyo, dotychczas leżacy zwiążany na kanapie wydostał sie spod stosu łańcuchów, linek, sznurków i tym podobnym urzadzeniom masowego wiązania ^.~ . Był wkurzony... żeby nie powiedzieć bardziej poetycko I nie miał bynajmniej zmaiarów zaproszenia trójki przerażonych degowców na pokojową herbatkę...
Shin i Die zaczęłi uciekać, schowali sie za Totchim. Kyo z dzikim krzykiem podbiegł do całej trójki
- TOZ JA CI NIC NIE ZROBIŁEEEM!!! -krzyknął rozpaczliwie Toshiya, gdy Kyo zamachnał sie na niego tym, co miał pod ręką. byłaa to akurat wiolonczela (ciekawe co tam robiła...)
- AGSGRAAAAAAAAHGRAAGHRGAGHHGGAA!!!!!!
- Yyyy,.. a co on mói takiego? - Shin wychylił sie zza niebieskowłosego...
- Ja jednak proponuję nie wdając sie z tym narwańcem w dyskusje tylko...
- S********Ć!!!!!!
- W NOGI!! Matki i dzieci przoooodeeeem - i juz ich nie było. Kyo z wrzaskiem wyleciał na korytarz za dwójką szaleńczo szybkim tempem uciekajacych Shina i Die'a
(na korytarzu)
- KYO TY SIE PIENISZ!!!!!
- WŚCIEKLIZNĘ MA NIE MACHAJ TAK GLOWĄ BO NA MNIE CHLPIEEESZ
- WY ....
- NO ALE KYOOOOOOOOOOO, TY SIE TAK DZIWNIE ZACHOWYWAŁEŚ!!!!!
- I CHCIELIŚMY CI...
- POMÓC TAK!!?? WY DEBILE JESZCZE cHWILA I BYM SIĘ UDUSIŁ< JA WAM POKAŻę EGZORCYZMYYYY, KYAAAAAAAAAAAAAA
- AAAAA, TOTUŚ RATUUUUUUUUUUJ - wlecieli do pokoju Shina, a za nimi Kyo. Stanęłi jak w ryciu, a Kyo wyrwało sie tylko...
- o. k****
- CO TO MA BYC!!!!!! - krzyknął Shin - CO TO ZA CZARNY PLACEK W MOIM POKOJU!!!???
- To...to samo sie pojawiło! jak wyszliscie, ja iem, co wy przez te egzorcyzmy wywołaliście???
- Moze to przez ten denaturat i zieloną butelkę z tym radioaktywnym znaczkiem na etykietce którą wlaliście do trutki na szcuzry i chceliscie mi dać jako masć leczniczą - warknął beznamietnie Kyo.
- A moze to... - zasstnawiał sie Toto...
- Ja juz to gdzieś widziałem.. w Teletubisiach chyba... - Shin był głęboko pouszony obecnościa czarnego placka unoszącego sie w powietrzu...
- JUZ WIEM... TO JEST... - zaczął Toshiya, ale nie zdążył, bo Die podszedł do obietku fascynacji czwórki Degowców
- O TAM MACIE PROBLEM, JAKIE TO MILUtKIEEE - i z uśmiechem na ustach dotknął tego...CZEGOŚ - I jakie mieciu... ( BIG PIZDU )
_ .. Czarna Dziura...
- o cholera zniknął...
- ...
- No to co robimy?
- Jak to co? - krzyknął Totchi - ZA NIIIIM!!!
- Czy Cię poje...? - Kyo był wyraźnie zdziwiony - Oni mnie truja a ja bedę ratował tego... tego... znaczy mojego...
- P-R-Z-Y-J-A-C-I-E-L-A
- dobra, kur... jazda !!!
po czym trójka bohaterów zniknęła w czeluściach czarnej dziury, która po chwili... rozpłynęła sie wp owietrzu..joć! |
|